niedziela, 10 stycznia 2021

Ostatnio przeczytane

 " Arka czasu" i "Teatr niewidzialnych dzieci" Marcina Sczygielskiego każde w innych realiach. "Arka czasu" - myśłam, że znowu jakaś fanataza, teraz przecież modna, im więcej magi, duchów i dziwnych zaświatów tym rzekomo jeszce lepsza. Oczywiście nie staram się wątpić choćby w takie arcydzieła jak "Narnia" czy "Baśniobór" albo "Magiczne drzewo", które czyta się jednym tchem, ale czasami za dużo tych dziwności i na siłę. Rozumiem, że staliśmy się tak praktyczni, racjonalni, wyzuci z tego, co metafizyczne, a tu przecież rozum czasami musi się zatrzymać i spokornieć, że może i dlatego tak fanatza nas wciąga, jakbyśmy czuli namacalnie, że nie tylko to, co sprawdzalne i mierzalne jest faktem, ale także, to co nie jest JEST, i ma swoje miejsce we wszechświecie, by prowadzić do doskonałego zjednoczenia duszy i ciała, pozwalając wreszcie znaleźć ukojenie i złapać oddech wieczności nieprzemijającej.

Ad rem czyli, co z tą "Arką czasu"? - Fantastyczna, ujmująca i piękna książka, zaskakująca tematyka jak na tak młodego autora i jestem wdzięczna, że przypomina o Janie i Antoninie Żabińskich. Nic więcej nie napiszę. Sami do niej zajrzyjcie. Jest to książka dla każdego.

Co mają wspólnego "Arka czasu" i "Teatr niewidzialnych dzieci" oprócz tego samego autora?

Pisane o wydarzeniach w różnych czasach, ale łączy je wspólny temat, mianowicie: przyjaźń, która pozwala przetrwać.